niedziela, 20 października 2013

Od Pandory - Obcy teren

Obudziłam się cała zdrętwiała. Nie czułam przednich i tylnych łap. Starałam się wstać. Nie przyniosło mi to żadnych efektów. Czułam się jak nowo narodzone szczenię, które próbuje samodzielnie chodzić. Potykałam się. Upadałam. W końcu miałam lepsze wczucie. Szłam lekko chwiejąc się. Musiałam długo leżeć bez ruchu. Spojrzałam dookoła. Drzewa iglaste tworzyły alejkę, gdyż stały na przeciw siebie. Wiał lekki, ciepły wiaterek. Trawa była nie co mokra, ponieważ zapewne poprzedniego dnia padał deszcz. Ptaszki ćwierkały. Promienie słoneczne podświetlały krople znajdujące się na krzewach, błyszcząc jak drobne brylanty. Pogodnie i spokojnie w lesie, który jak sama nazwałam ,, Lasem Harmonii". Wciąż rozmyślałam skąd się tam wzięłam słuchając porannej melodii wróblów, która układała się w całość z rytmicznym stukaniem dzięciołów o pień i niszczeniem twardych skorup orzeszków oraz żołędzi przez wiewiórki. Zaburczało mi w brzuchu. Ujrzałam krzew dużych, czarnych jagód. Ze smakiem ugryzłam gałąź, by jadalne kulki spadły. Niestety, ni to kwaśne, ni to słodkie. Gorzki sok ubrudził mój biały pyszczek. Dalej zobaczyłam grzybki. Brązowe o gąbczastych spodach były całkiem dobre. Co prawda jałowawe, ale soczyste. Tak, jestem wegetarianką. Dziwne, że Matka Natura obdarzyła waderę taką niezrozumiałą cechą. Idąc dalej przypomniałam sobie jedynie to, iż parę dni temu ( z założenia ok. 5) opuściłam moją watahę.
 Chciałam żyć własnym życiem. Po za tym, od zawsze mnie prześladowano. Nie czułam się komfortowo. Rodzina się nawet mną nie interesowała. Zawsze byłam odludkiem. Wchodziłam do starej groty, która naprawdę nie była tym co zakładano. Raczej skalny tunel, który prowadził to przepięknego miejsca. Mnóstwo kwiatów. Tu błękitne, tu czerwone, tu żółte i inne barwy tęczy. Znajdowało się tam małe jeziorko i ciepłe źródełko. Była to moja mała tajemnica, ale wielka w głębi, gdyż dawała mi tyle szczęścia, obserwatorium natury i nie tylko. Ah, co to były za czasy. Będę tęsknić za tym miejscem...
 Po jakimś czasie doszłam do wniosku, iż coś za mną chodzi. Jakaś nadprzyrodzona siła. Wtedy byłam już na czyimś terenie. Przestraszyłam się, gdyż kogokolwiek to było terytorium mógł mnie zabić. Byłam obca przecież. Krzyknęłam. Zobaczyłam, że grube, długie plącza wystawały mi z grzbietu. Byłam niezwykle przerażona. Jeszcze bardziej, kiedy to się ruszyło. Poczułam moc w sobie. Czy aby należałam do grupy wilków o nadprzyrodzonych zdolnościach? Podekscytowana spróbowałam się skupić, by sprawdzić czy potrafię ową roślinnością "sterować".
- Ojejciu!- wykrzyknęłam- to.. to jest... NIESAMOWITE!- nagle zaczęły owijać się wokół moich tylnych łap- zaraz... n-nie tak miało być... kurczę, ratunku.... ah!
Przewróciłam się. Nie miałam pojęcia jak z tego wyjść.
- Niegrzeczne roślinki, chować się!... Abrakadabra? Hokus-pokus? Czary-mary?.... hmm... nie mogę tu tak tkwić... hej- dostrzegłam niedaleko leżącą wilczycę na pewnej górze. Wbiłam pazury w kłębowisko. Zawyłam. Bolało. Roślinność miałam wrodzoną najwyraźniej, ale jak to możliwe? W końcu się wydostałam. Zobaczyłam w oddali pagórek, na którym leżała wilczyca. Nie chciałam się mieszać w te sprawy, ale wzięłam się w garść. Wbiłam pazury w twardą ziemię wgórka, by wspiąć się. Weszłam. Szturchnęłam ją. Nic. Ponownie. Znowu klapa. Była nieprzytomna.
- Nie mogę ją tu zostawić- miałam zamiar ją zabrać, lecz okazała się ciężka. Poślizgnęłam się i spadłam z nią. Na szczęście nic się nie stało.
***
 Znalazłam idealne miejsce wśród gęstwin bujnej roślinności. Zorientowałam się, iż plącza znikły. A raczej schowały się. Ułożyłam tam nieprzytomną. Trudno było zabrać waderę, ale dałam radę. Dojrzałam cztery poważne rany na lewej przedniej łapie. Krwawiły wciąż. Zerwałam miękki, duży liść z drzewa. Zamoczyłam do pobliskiego źródełka. Na rany nałożyłam liście świeżej mięty i zawinęłam wokół łapy mokrym listowiem. Zabrałam kawałek wilgotnego mchu. Splaszczyłam i dałam na głowę samicy. Plamy krwi pod jej grzywą przeczyściłam mieszanką nektaru, korzeni imbiru i innych przypraw, by obrażenie na czole nie dostało zakażenia.
 Minął dzień.
< Skyfall, dalej?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Test