poniedziałek, 21 października 2013

Od Kastiel`a do Elzbieta98 - Kanion

Obudziłem się. Był ranek, słońce przebijało się przez gęstą mgłę i drzewa. Wstałem i rozciągnąłem się, po czym wyszedłem z jaskini na polowanie, lecz pierw skierowałem się na jeziorko by ugasić pragnienie.
*Nad jeziorem*
Podszedłem, następnie przyjrzałem się wodzie. Była bardzo czysta. Napiłem się. Rozejrzałem się dookoła. Słońce znikło gdzieś za drzewami. Zrobiło się ciemno.




Szedłem i szedłem w ciemnościach po lesie. Po poru minutach ujrzałem blask światła. Skierowałem się na niego. Byłem bardzo blisko, promienie słoneczne oślepiły mnie. Potknąłem się o coś w zacząłem spadać. Otworzyłem oczy i zobaczyłem że jestem blisko ziemi. Rozwinąłem skrzydła. Coś poszło nie tak i uderzyłem łapą o skałę. By zamortyzować upadek próbowałem się odwrócić na plecy lecz nie zdążyłem. Leżałem na boku, pół przytomny. Bolało mnie wszystko, a szczególnie skrzydło i łapa. Straciłem przytomność. Po jakimś czasie usłyszałem huk i otworzyłem oczy.  Przede mną była Wedera, która szturchała mnie łapą. Rozglądała się dookoła. Podniosłem łeb i próbowałem wstać.
-Kim jesteś? -zapytałem
-Ja jestem Hope, Alfą w Watasze Niezłomnej Nadziei, a Ty jak mi się zdaje jesteś Kastiel
-Tak, miło mi Cię poznać
-Pomożesz Mi ?
-Oczywiście
-Czy mógłbyś zbadać co się tu dziej co trochę latają tu jakieś kamienie -powiedziała
-Ja muszę jeszcze zrobić kilka bardzo ważnych rzeczy w watasze-dodała
-Dobrze Ty idź a Ja dowiem się co powoduje to dziwne zjawisko. Zdam Ci raport na placu w watasze
-Dobrze -powiedziała odchodząc
Rozejrzałem się dookoła. Zdawało by się że kiedyś jak byłem mały to tutaj byłem, pamiętam to jakby przez mgłę. Nagle rozległ się huk i za mną nie wiadomo skąd pojawił się wielki kamień. Szybko wstałem. Spojrzałem w górę i zobaczyłem kolejny głaz lecący prosto we mnie. Odskoczyłem.
*Jakby ktoś we mnie celował ale kto?*-pomyślałem
Nie mogłem się wzbić w górę by zobaczyć to z innej perspektywy. Postanowiłem się wspiąć na najwyżej położoną górę. Zacząłem się wspinać lecz z bolącą 1 łapą daleko nie zajdę. Nagle znowu usłyszałem huk i zobaczyłem kamień wbity niedaleko mnie. Przestraszyłem się lecz wspinałem się uparcie.
*Niedaleko szczytu*
Byłem bardzo niedaleko szczytu lecz zmęczenie dawało siwe znaki. Na szczęście daleko nie musiałem się wspinać, gdyż byłem wystarczająco wysoko by zobaczyć co chciałem. Powoli i ostrożnie się odwróciłem. Zobaczyłem lecące kamienie z 1 miejsca na szczęście nie w moją stronę tylko w stronę kaniony w który wpadłem. Kawałek wyżej była grota, wdrapałem się tam by odpocząć. Położyłem się i zasnąłem.

*Rano*
Obudził mnie blask wstającego słońca.



Stanąłem w wejściu do jaskini. Zobaczyłem lecące kamienie. Znowu w tym samym miejscu lot kamieni się zaczynał. W pewnej chwili w mojej głowie utworzyła się myśl żeby zrezygnować lecz obiecałem że przekaże Hope raport więc nie było mowy o rezygnacji. Spojrzałem na łapę, była spuchnięta, nie bolała aż tak lecz jak stawałem to ból był nie do opisanie. Następnie spojrzałem na skrzydło, nic nie było na nim wydać żadnych niepokojących znaków np. opuchlizny, ran. Zacząłem nim machać. Cofnąłem się i wybiegłem z jaskini. Nie był to dobry pomysł, gdyż spadałem w dół.  Zmieniłem się w smoka i wyprostowałem skrzydła. wzleciałem wysoko. Z góry zobaczyłem cyklopa z kamieniem w ręku. Zawyłem i zwróciłem uwagę cyklopa. Zaczął rzucać we mnie głazami. Uniknąłem wszystkim kamieniom. Odwróciłem się by zobaczyć czy nic poważnie nie ucierpiało. Zanim się zorientowałem że cyklop ma jeszcze 1 kamień leżałem wbity w skałę. Odepchnąłem głaz, byłem wściekły złapałem cyklopa z rękę i zabrałem daleko na wyspę gdzie mieszkają postacie takie jak on. Następnie poleciałem do watahy. W trakcie lotu zmieniłem się w wilka. Wylądowałem i podszedłem do Alfy Hope i zdałem Jej cały raport z tego co mnie tam spotkało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Test