niedziela, 1 września 2013
Od Soney do Hope
Idź powoli i ostrożnie. Powoli, powtarzałam sobie w duchu. Wiatr mi sprzyjał, więc on nie mógł mnie wyczuć. Każdy mój krok stawiałam najciszej jak umiałam. To, co właśnie robiłam można było uznać za szaleństwo. Nie miałam jednak innego wyjścia. Głód ściskał mi żołądek.
Byłam coraz bliżej. Modliłam się w duchu, by wiatr nie zmienił kierunku. Wgryzłam się w jego świeżą zdobycz. Słodka krew sarny wypełniła mój pysk, wprawiając moje kubki smakowe w stan błogości.
Wtedy mnie zobaczył.
*
Pędziłam przed siebie co sił w łapach. Był coraz bliżej. Chciałam odwrócić się i zobaczyć, jaka odległość dzieli mnie i niedźwiedzia. Kiedy to zrobiłam, przywaliłam z wielkim impetem w drzewo. Może zdołałabym się otrząsnąć, gdyby nie to, że uderzenie zrzuciło jakąś gałąź z jego czubka, która spadła mi na głowę. Zamrugałam kilkakrotnie i opadłam w ciemność.
*
Stało nade mną pięć obcych wilków. Nie, chwila. Obraz przestał mi się powielać. Z piątki wilków zrobił się jeden.
- Kim jesteś i co robisz na moim terenie? - spytała mnie jasnoszara wadera.
- Ja... Najmocniej przepraszam, że naruszyłam twoją granicę. Byłam głodna, chciałam podkraść zdobycz niedźwiedziowi, ale mnie zauważył. Uciekałam przed nim, ale zderzyłam się z drzewem i...
- Rozumiem. Jak masz na imię?
- Sonea. - odparłam, lekko się przy tym uśmiechając.
- Jesteś naszym gościem. Damy ci coś do jedzenia, a potem będziesz mogła nas opuścić. Jesteś zmęczona, prześpij się.
Postanowiłam jej posłuchać.
*
- A więc mówisz, że nie należysz do żadnej watahy. Chciałabyś do nas dołączyć?
- To byłby dla mnie wielki zaszczyt.
- W takim razie kończ jedzenie, oprowadzę cię po naszych terenach.
- Z jednym drzewem już dość dobrze się zapoznałam.
Hope uśmiechnęła się.
- Czekam na ciebie przy wyjściu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Test