niedziela, 8 września 2013

Od Skyfall

~Parę dni później.
 Do moich uszów dotarła wiadomość, że zostanę przyjęta. Uradowana czekałam, aż dostanę na to potwierdzenie osobiście. Za tym czas poszłam zapolować. Wypatrzyłam sobie kolonie dorodnych zająców. Szara osómeka właśnie posilała się mokrą, wciąż od porannej rosy, trawę, a także świeże liście mleczy. Po cichutku skradałam się na pazórkach wbijające się do miękkiej ziemi. Były obok siebie, więc mogłam użyć dużej ilości światła, by je oślepić. Ja jednak wolałam klasyczne polowania. Zresztą czułam się jeszcze silniejsza w mocy niż zawsze. Tak jakby wataha posiadała jakieś właściwości w powietrzu. Czy nawet barierę. Pomijając to, Długo-usze przestały kicać. Chyba wyczuły mnie. Nie przejmowałam się tym. Wyskoczyłam oczekiwana. Pierwszego chwyciłam jedną łapą za szyję dusząc go mocno, na następnego czekały ostre, wilcze pazury śmierci. W tym samym czasie ich ciałka przestały się ruszać. Czym prędzej zostawiłam je, zabrałam się do reszty. Kolejną kopnęłam z całej siły, przy czym wyciągnięte ostrza na tylnych łapach rozszaprały im brzuchy. Gdy te, które zostały jeszcze przy życiu starały się uciec, a każdy w inną stronę, wspięłam się zwinnie na drzewo i zeskoczyłam tak, że odetnęłam drogę z jednych. Zagryzłam go, tak jak i dwóch następnych. Kiedy rozerwałam przedostatniego, doszłam dow niosku, że ósmy mi uciekł. Bawiłam się przy tym świetnie, zatem skacząc po głazach spoglądając za ostatnim w końcu znalazłam. Postąpiłam tak jak z pierwszym. Całe to przedstawienie było sadystyczne, jednkaże normalne w świecie zwierząt. Zadowolona, zjadłam je z wielką chęcią. Byłam głodna szczerze mówiąc. Zające stały się tylko przekąską. Szukałam czegoś większego. Nagle spostrzegłam jelenia. Wspięłam się na drzewo, uważnie zeskoczyłam naprzeciw samca. Był bardzo silny. Nie uciekł, wręcz przeciwnie. Próbował mnie zaatakować swymi potężnymi porożami. Nie dał rady. Skończyło się upadnięcie na ziemię bez pulsu. Usłyszałam oklaski.
- Dziękuję- powiedziałam dumnie.
- Widzę, że łączysz polowanie z walką- uśmiechnęła się Hope.
- Te połączenie jest całkiem dobre, przy okazji łączę to z zabawą- opowiedziałam.
- Mamy wieści- rzekła Omega.
- O jej!- wykrzyknęłam radośnie, wiedzialam co się szykuje.
- Witaj w Watasze Niezłomnej Nadzei!
- Oh, jestem niezmikernie wam wdzięczna, ale... sądze, że moje miejsce jest w samotności- nieco posmutniałam.
- Dlaczego? Każdy ma szansę- zdziwiła się Omega- oh, widzę że zmęczona jesteś. Musiałam długą drogę przejść.
-...- przypomninał mi się krwiożerczy swtór i tajemnicza wadera.
- Spotkajmy się w lesie Czerwonych Kwiatów.
- Dobrze- odpowiedziałam zaciekawiona.
 Gdy odpoczłam kąpiąc się w jeziorku, wybrałam się do owego lasu. Nie miałam problemu go znaleźć, przywiodły mnie pszczoły, które leciały w jedno miesjce.
- A więc...
- A więc masz talent do polowania, czyż nie?- dokończyła Hope, jej siostry tu nie było.
- Cóż ja...
- Masz ciekawy styl polowania. Czy nie myślałabyś by polować dla stada? Taka jest moja propozycja, oczywiście też część dostaniesz jedzenia- uśmiechnęła się.
- Z przyjemnością.
- Świetnie! Od jutra możesz zaczynać!
- A Ome... zanczy się... alfa o tym wie? Siostra pani?
- Dokładnie to nie, ale nie martw się, zapewne się zgodzi.
- Mam nadzieję.
- Ależ tak! A tak poza tym... może opowiesz sowją historię?
- Cóż, pani... nie jest...
- Nie musisz mnie tak nazywać, oczywiście to nie zmienia faktu mojej pozycji, ale...
- Rozumiem. Będę rzadziej używać takich słów.
- Wiesz, jesteś w naszej rodzinie. Traktujmy się jak członkowie wielkiej rodziny... oczywiście wyłanczając co łączy waderę z basiorem, chodzi po prostu o wspólnotę watahy.
- Heh, wiem- trochę nie zrozumiała tych słów, ale wiedziałam, że chodzi o spokrewieństwo, a inaczej mówiąc coś w stylu kaziroctwa.
- Widzę, że jesteś nowa- powiedział basior.
<Któryś z basiorów?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Test