Wyszłam z groty. Ciemność jaka ogarnęła całą watahę stała się bardziej mroczniejsza. Wszystkie tysiąca gwiazd migotały niesamowicie. Zaczął powiewać chłodny wiatr. Księżyc szybko przesuwał się po niebie. Nagle zatrzymał mnie Martin.
- Zaczekaj!
- Zaczekać? Zaczekać?! Na co ma czekać?! Już wystarczająco wszyscy mnie znienawidzili, nawet mnie nie znają, ojciec mnie prawie nie zna! Nigdy się mną nie interesował. A przyjaciele... nie istnieją! Miałam tylko mamę.
- Ja jestem twoim przyjacielem, Sky- starał się mnie pocieszyć- bardzo cię lubię...
- Mam dość wszystkiego! PRZEKLINAM CAŁY ŚWIAT!
- N-nie mów tak... bogowie się rozzłoszczą...
- Bogowie? Jacy bogowie do cholery?! Powiedz mi kim są!
- No... bogowie... pomagają, wystarczy pomodlić się, by z nimi porozmawiać. Może nie dostaje się odpowiedzi ustnej, ale wystarczy uwierzyć...
- Mnie nigdy nie pomogli!- stawiałam na swoim- kiedy prosiłam, by uleczyli mamę... w dodatku następnego dnia kłusownicy najechali...- po moich policzkach spływały łzy.
- Nie przemęczaj się już, proszę- przytulił mnie. Po chwili odepchnęłam go.
- Świat nie jest dla mnie! Od początku powinnam sama żyć- pobiegłam prosto przed siebie zostawiając basiora w tyle. Usłyszałam tylko te dwa słowa ,, Wróć zdrowa". Wcale jednak nie zamierzałam wracać.
Po długim czasie przekroczyłam granicę stapając na nieznanej ziemi. Znalazłam się w lesie. Ciemnym, cichym lesie.
- ,, Nie jest dobrze..."- pomyślałam. Zobaczyłam dwie dróżki. pierwsza prowadziła w głąb tajemniczego boru. Druga zaś, wyjście. Twarda ziemia była sucha i jałowa. Widząc zbliżająca się ścieżkę czułam się dość bezpiecznie. Zgniłe resztki liści przyklejały mi się do opuszek śródręcznych. A połamane gałązki drzew trzeszczały na każdym kroku. Nastała gęsta, biała mgła. Straciłam z widoku drogę wyjścia. Widziałam tylko siebie w dodatku traciłam świetlność sierści. Starałam sobie oświecić drogę mocą. Byłam zdezorientowana na tyle, że światłość nie zdołała przebić gęstwiny.
- Co jest?- matczyny talizman począł "mrugać''. Błyski dawały znaki, których nie umiałam zrozumieć. Zadziałał tzw. szósty zmysł, dzięki któremu wyczułam czyjąś bliskość. Przeszły mnie dreszcze. Usłyszałam krople czegoś kapiącego. Nie mógł to być deszcz. Obróciłam się delikatnie by zajrzeć coś co było tuż, tuż... Mój wzrok obejmował dół. Widziałam spływającą krew. Zajrzałam wyżej... i wyżej...Te krwiożercze szczęki.. świecące, złowrogie oczy...
To co zobaczyłam... na zawsze pozostanie w mojej pamięci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Test