niedziela, 15 grudnia 2013

Od Omegi

Po ucieczce z laboratorium miałam tylko jedną myśl w głowie:" Uciekać! Uciekać jak najdalej od tego chorego miejsca!". Pewne obrazy zostaną na zawsze w ojej pamięci. Zmasakrowane ciała zwierząt i ludzi. Czołgające się puste korpusy. Krew i narzędzia tortur leżące nieodłącznie obok fotela w ciasnym, a nawet klaustrofobicznym pomieszczeniu o niegdyś białych ścianach teraz po barwionych niedomytą krwią. Szepty Głodu... Ale również przyjaciół, którzy wspierali mnie do końca, oraz tyranów którzy gasili iskierki nadziei jednym spojrzeniem.

Gnałam na łeb na szyję przez ciemny las. Czułam na karku oddech mechanicznych psów gończych i ostry zapach metalu i smaru, który nie pozwalał poczuć zapachu nocnego lasu. Zacisnęłam oczy i gwałtownie odwróciłam się. Nikogo nie było. Sama jak zawsze sama ....nawet wrogowie mnie nie gonią...
Zawsze sama....

*

Wlokłam się po obrzeżach lasu, cóż ze sobą zrobić. Już od dawna nie miałam żadnego zajęcia. O ile zajęciem można nazwać uciekanie, unikanie cudzych szczęk i narzędzi tortur oraz walka o jedzenie. Na co dzień laboratorium od strony drogi funkcjonowało jako schronisko. Poszli do adopcji wszyscy moi kompani z celi. Ja zostałam. Miało to plusy bo poszli również moi wrogowie. Nawet raz pewien mały chłopczyk chciał mnie wybrać, lecz... w celi obok był przecudny, ostatni szczeniaczek jakiegoś psa pasterskiego. Chłopczykowi widocznie bardziej się podobałam, ale to rodzice decydowali o wyborze. Dla nich wyglądałam tajemniczo, dziwnie i... dziko...
Zmieniło się to gdy ludzie(laboratorzy) doprawili mi tatuaż i cyfry "582" w kształcie nalepki na beczkach które czasem przyjeżdżały do laboratorium, znak radioaktywności bądź jak to określali naukowcy znak testowań. Nie wiedziałam dokładnie czego, ale nie dawałam za wygraną. Rzucałam się na każdego człowieka który tylko chciał mnie dotknąć.
Pewnego dnia, a raczej nocy nadarzyła się okazja ucieczki...więc uciekliśmy. Ja i parę innych eksperymentów. Ale teraz wszyscy poszli w swoją stronę, a ja swojej strony nie mam...

Nagle przypomniałam sobie watahę i kim jestem... Weszłam na jej teren, ale tam nikt mnie nie rozpoznali...Spojrzałam w taflę wody i zrozumiałam...Byłam inna...

Sierść byłą brudna i o wiele krótsza  tak samo grzywka. Pod okiem i na plecach był inny znak. A zza uszu wystawały rogi...Poczułam ból...i wielki smutek...i samotność....

(Może wkrótce zrobię w wersji graficznej :) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Test