Słońce było już za horyzontem, a wraz z nim zniknęła cała harmonia. Wiatr zaczął szaleć. Delikatne płatki śniegu przerodziły się w istne kolosy. W jaskini Hope paliło się ciepłe, jasne i miłe światło, które jak dobra matka zapraszało w swoje troskliwe objęcia. Jednak mnie bardziej interesowała ta druga, ciemna i nieznana strona. Tam, gdzie światło to tylko legendy, a noc trwa dłużej. Zdecydowanym krokiem ruszyłem na przód. Sniegu było do pasa, jednak nie można było wrócić.
Ranek stał się całkiem inny. Walka zorzy ze świtem. Ciemności ze światłem. Przeszywająca krew w żyłach istota śmierci. Jednak dobro zwycięża. Ciekawe na jak długo.... Szczyty lodowych gór, zwisające sople i delikatne jak pióro puchowe zaspy powoli błyszczały w świetle. Kojąca nagroda... Wbiegłem wyrzej, aby delektować się chwilą, która miała jakby nigdy nie nastąpić... Towarzyszyło mi długie i przeciągłe wycie... Zza krzaków wyleciały wróble nieść nowinę o wschodzie innym. Ja zostałem, na wietrze, w ciszy i obawie przed nadchodzącymi czasami. Bo nic nie będzie już takie samo...
< Blue?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Test