- No dalej... -szepnąłem- Wychodźcie...
Wstałem. Czyżby była to sprawa moich "fanów", prześladowców.
- Nawet nie przywitacie swego ulubieńca? - zaśmiałem się drwiąco. Gotów skoczyć w każdej chwili, ściskać kark nieprzyjaciela i zatopić w nim swe łaknące zemsty szczęki.
Do tylnej lewej łapy miałem przywiązany gruby, czarny łańcuch.
- Robi się ciekawie... - szeptałem. Zazwyczaj wrogowie czekali na mnie... Czyżby była to jakaś grubsza sprawa? Trzask gałęzi. Usłyszałem trzask gałęzi. Usłyszałem trzask spadającej gałęzi. Najeżyłem sierść i wyszczerzyłem kły. W kącie stała czarna postać ogromnego basiora. Nie miał tylnej łapy. Dokładnie tej, którą miałem przywiązaną. Brak oka i zmasakrowana twarz. Podszedł do mnie. Uśmiechnął się...
- Żegnaj. - powiedział mechanicznym głosem.
Dwumetrowa włócznia przebiła mnie na wylot przez żebra, płuca, wątrobę i serce...
Upadłem.
Ryknął, a potem pociągnął mnie za nogę z łańcuchem. Nie.. Nie czułem jej...
Widziałem uciekającego drania... Ostatni oddech i ...
<Bluemi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Test