niedziela, 16 grudnia 2012
Od Kiby
Był ranek. Słońce dopiero wstawało. Siedziałem na wzgórzu i wpatrywałem się w malownicze tereny naszej watahy. Nagle usłyszałem za sobą kroki. Miałem nadzieję, że to ktoś znajomy. Niestety, poczułem obcy zapach. Odwróciłem się. W jego oczach była nienawiść i złość.
Patrzyłem na niego równie agresywnie, lecz byłem bezsilny...Jednym uderzeniem łap, zwalił mnie ze wzgórza i patrzył jak żałośnie spadam w dół.
Z rozciętą głową i krwawiącym brzuchem wszedłem na górę. Jego już nie było. Wybuchnąłem złością. Zacisnąłem zęby. Wtem rozpętała się burza śnieżna. Obudziłem się w nocy. Więc nikt mnie nie szukał...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Test