A teraz opowiadanie:
Na początku powiem, iż była zamieć śnieżna. Szedłem poćwiczyć polowanie. Dotarłem do Lasu Białych Kwiatów. Przysadziłem nos do ziemi i dotarła do mnie woń stada jeleni. Zacząłem biec w stronę, gdzie zapach był silniejszy. Biegłem najszybciej jak potrafiłem, nie bacząc na piękno naszego lasu oraz wszechobecnej w nim przyrody. Dostrzegłem szukane przeze mnie stado i przykucnąłem w krzakach. Wodziłem wzrokiem od jelenia do jelenia w poszukiwaniu celu. Dostrzegłem go. Była to młoda łania. Skradałem się w jej stronę. Gdy byłem dość blisko, zacząłem biec. Niestety, zwierzęta dojrzały mnie i uciekały. Goniłem wybraną wcześniej łanię. Biegłem i biegłem. Łania nie męczyła się, lecz łapy zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa i z trudem łapałem oddech. Zatrzymałem się. Trochę odpocząłem, lecz nadal byłem zmęczony, a w dodatku niedoszła zdobycz znikła. Rozejrzałem się dokoła. Nie widziałem jej. Zapach również się gdzieś rozmył. Zorientowałem się, że nie jestem na terenach watahy. Z mojej prawej zawiał lodowaty wiatr niosąc do moich uszu dźwięk.
- Choć tutaj, choć...
- Kim jesteś?! - odwróciłem się w stronę głosu, lecz ujrzałem tylko ciemny las, w którym iskrzyło się światełko. - Kim jesteś?! - powtórzyłem.
Nie usłyszałem odpowiedzi, lecz ciekawość wzięła nade mną górę i skierowałem kroki w stronę Nieznanego. Wszedłem do lasu. Cały czas czułem na sobie czyjś wzrok. Znów zawiał wiatr sypiąc śniegiem prosto w moje oczy. Przymróżyłem je. Gdy na powrót je otworzyłem, dodając, że były zamknięte przez kilka sekund, ujrzałem na drzewie litery napisane krwią.
- Możesz jeszcze zawrócić... - pdczytałem na głos.
Mimo wszystko poszedłem przed siebie ku światłu. Było zielone i wydostawało się z ziemi. Dobiegłem do niego i zachowałem dwumetrowy odstęp. Chcąc je zbadać, podszedłem bliżej i powąchałem je. Miało bardzo dziwny zapach, niesposób go opisać. Wtedy poczułem, że ktoś bardzo mocno popycha mnie. Przewróciłem się, a moja głowa upadła akurat na źródło światło. Przeszył mnie wielki ból, a przez głowę przeleciały nieposkładane obrazy. Głównie były to potwory, lecz potem były to jakieś dziwne wilki. Bogowie. "Czy umarłem?"- pomyślałem wiedząc, że Bogów widzi się po śmierci. Straciłem świadomość.
***
- Iki? - słyszałem nad swoją głową. Nie odpowiedziałem, ból był zbyt silny. Nawet nie mogłem otworzyć oczu.
Jednak postanowiłem się wysilić i zamerdałem ogonem.
- On żyje!
Wiedziałem, że to głos Omegi i chciałem za wszelką cenę otworzyć oczy. Jednak nie mogłem Wróciły mi siły. Wstałem, lecz nadal nie mogłem otworzyć oczu. Oślepłem. Poczułem, że dotknęła ich i nagle... Zacząłem widzieć.
- Ja widzę! Nie jestem już ślepy.
- Głuptasie! - zaśmiała się - Znaleźliśmy cię nad jeziorem. Jesteś cały we krwii, to cud, że wogóle żyjesz. Oczy zlepiły ci się krwią i nie mogłeś ich otworzyć.
- Dziękuję - powiedziałem. Nurtowała mnie jedna sprawa. Jak to nad jeziorem? Byłem przecież w tym dziwnym lesie.
- Nie ma za co. To ja dziękuję. Byłam pewna, że cię stracę.
- Nie stracisz mnie. Nie mógłbym odejść i zostawić ciebie samej.
Przytuliliśmy się.
- A teraz. - spochmurniałem - muszę ci opowiedzieć o pewnym miejscu...
Opowiedziałem jej całą historię... Kolejne dziwne miejsce i dziwne zdarzenia... Chyba nikt nie może liczyć na spokojne życie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Test